Był sobie po II Wojnie Świattowej taki filozof Gustav Radbruch, który wymyślił pojęcie ponadustawowego prawa i ustawowego bezprawia. Chodziło o to, że istnieje coś takiego jak prawo ponadustawowe, zwane niekiedy prawem naturalnym, które stoi wyżej niż prawo pozytywne, czyli stworzone przez człowieka i w przypadku konfilktu jednego z drugim prawo ponadustawowe ma pierwszeństwo nad ustawowym. Poglądy Radbrucha miały swoją inspirację w prawie III Rzeszy, które mimo, że było wprowadzone zgodnie z obowiązującym procedurami, to jednak było niezgodne z prawem naturalnym. Czytałem kiedyś o przypadku pewnego niemieckiego generała, którego Hitler w szle złości zdegradował i pozbawił prawa do emerytury, a oficer ten odwołał się do sądu i wygrał.
Tak moi drodzy, taka jest właśnie różnica, pomiędzy systemem prawa na zachodzie Europy i na wschodzie. W hitlerowskich Niemczech można byłoby wprowadzić nieludzkie i ludobójcze prawo, ale prawo to było jednak prawem i trzeba było go przestrzegać. W Związku Radzieckim konstutucja gwarantowała wszystkie możliwe swobody i prawa człowieka, tyle tylko, że spróbowałby ktoś z nich kiedyś skorzystać. Na przykładzie doświadczeń hitlerowskich Niemiec można było sformułować pojęcie ustawowego bezprawia, ale nie na przykładzie ZSRR i Polski Ludowej. Na przykładzie naszych rodzimych wschodnich totalitaryzmów historycy prawa wymyślili pojęcie zbrodni sądowej.
Zbrodnia sądowa polega na tym, że istniejące prawo stosuje się w myśl zasady prokuratora generalnego ZSRR Andrieja Wyszyńskiego "dajcie człowieka a paragraf się znajdzie" to znaczy naciąga się istniejące przepisy w celu osiągnięcia z góry zamierzonego celu.
Czy z takim przypadku stosowaniem prawa mieliśmy do czynienia właśnie w sprawie obowiązku przeprosin doktora G. przez Zbigniewa Ziobrę? Zgodnie z art. 24 Kodeksu cywilego osoba, której dobro prawne zostało naruszone może domagać się zaprzestania skutków naruszeń i usunięcia jej skutków. Dotychczasowa praktyka sądowa polegała na tym, że sąd nakazywał opublikowanie przeprosin osoby znieważonej w prasie i zawsze to wystarczało. Wyjątkowo w przypadkach, w których naruszającym była stacja radiowa lub telewizyjna obowiązek zamieszczenia przeprosin był nakładanie poprzez złożenie stosowanego oświadczenia w radiu lub w telewizji, ale przecież to takich instytyucji nic nie kosztowało.
W przypadku obrażenia doktora G. przez Ziobrę wykładnia sądowa poszła w tym kierunku, żeby były minister dokonał przeprosin w trzech stacjach telewizyjnych w porze największej oglądalności. Wyrok ten rodzi kilka zasadniczych pytań. Abstrachując od kwestii, czy słuszne byłoby, żeby Ziobro woglóe przepraszał doktora G. spróbujmy odpowiedzieć sobie na klika z nich. Czy gdyby sąd poprzestał na samym obowiązku przeproszenia doktora G. poprzez zamieszczenie ogłoszenia w prasie to cel wyroku nie zostałby osiągnięty? Odpowiedź na tak zadane pytanie jest oczywista. Nikt chyba nie watpi, że wszystkie stacje telewizyjne i tak przez dwa tygodnie o niczym innym by nie mówiły i i tak każdy wiedziałby, że Ziobro ma przeprosić doktora G. Czy w takim razie wyrok wydany przez sąd ma na celu usunięcie skutków naruszeń, czy ukaranie Ziobry karą 150 tys. złotych grzywny, której Kodeks cywilny przecież nie przewiduje? A jeśli tak to czy wyrok ten nie jest przypadkiem przykładem współczesnej zbrodni sądowej? Na to pytanie odpowiedzcie już sobie sami?
Komentarze